piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 5


Z dedykacją dla: Aryi, która będzie wiedziała, że to dla niej.

Ciekawe co ty będziesz robił w tym czasie?
Szukał kota ― odparł Nott
Kota?
Nie wiesz co to kot, Blaise? Małe, z ostrymi pazurkami, puszyste i miauczy
Wiem co to kot, do diaska nie rób ze mnie durnia. Po co ci kot?
Riddle miała kota, a teraz kot zwiał ― odpowiedział tylko po czym rzucając ostatnie spojrzenie przyjacielowi wyszedł, a dwadzieścia minut później powoli zaczynał mieć tego dosyć.
Różdżką oświetlając korytarze Hogwartu szedł pod nosem powtarzając: „Kici, kici”, bo na to podobnież koty reagują. On tego nie wiedział. Bo skąd miał wiedzieć? Kota nigdy nie miał... Jego kroki były jedynym dźwiękiem jaki dało się słyszeć w zamku. Sytuacja ta wydała mu się nieco dziwna. W końcu czemu on szukał tego kota? No dobra, Ann jest córką Riddle'a, ale czy Voldemort przejąłby się zaginięciem kota należącego do Anny? Nie. Czarny Pan nie poświęciłby mu ani jednej myśli, a już na pewno nie byłby zły z powodu jego zaginięcia. Więc po jakie licho Nott zamiast wykorzystać ostatnie pozostałe mu godziny nocy na sen szwenda się po zamku szukając kota? I dlaczego do diabła „Ann” zamiast Anna? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na te pytania. A próbował... Jego uwagę przyciągnął odgłos oddalających się kroków. Mimo że się oddalały powinien zawrócić. Jeśli to McGonagall, albo jakikolwiek inny nauczyciel prócz Snape'a bez wątpienia Slytherin straci kilkanaście punktów, a on sam zarobi szlaban za „chodzenie po zamku o porze przekraczającej ludzkie pojęcie” jakby godzinę pierwszą w nocy określiła opiekunka Gryffindoru. A jednak wbrew ludzkiemu rozsądkowi - jakiemukolwiek rozsądkowi, włączając w to koci – Teodor ruszył w kierunku cichnącego dźwięku po drodze zgaszając różdżkę szeptanym: „Nox”. Za zakrętem wyjrzał i zamarł widząc woźnego, Filcha niosącego kota należącego do Anny. I tym razem Nott bez wątpienia przekląłby po raz kolejny tej nocy gdyby nie fakt, że charłak mógłby go usłyszeć. Pozostało mu przeanalizować sytuację gdyby nie fakt, że Filch już miał zamiar znikać w zaciszu własnego kantorka. I ponownie wbrew własnemu rozsądkowi Teodor postanowił złapać się jedynej deski kociego ratunku jaka mu pozostała. Miłości Filcha do kotów.
Ekhem... Panie Filch?
Czego chcesz? I czemu nie jesteś w dormitorium? UCZNIOWIE...
Już dobrze, panie Filch. Chciałbym odzyskać kota przyjaciółki, zgubił się, a ona umiera z niepokoju. Postanowiłem, że pójdę go poszukać. Wydaje mi się, że pan na moim miejscu uczyniłby to samo? Gdyby pana kotka się zgubiła nie czekałby pan do rana tylko poszedł jej szukać, prawda? ― przemawiał tonem łagodnym, który bez wątpienia musiał poruszyć serce zgryźliwego woźnego
Prawda. Ja też poszedłbym szukać pani Norris, tak jak ty szukasz kotka przyjaciółki
Czy mógłbym już go wziąć? ― zapytał Nott, a Filch podał mu kociaka, którego trzymał na rękach ― Dziękuje, panu. Dobranoc.
Dobranoc. I pilnujcie lepiej tego małego urwisa. Szybki i ciekawy świata jest skurczybyk.
Będziemy, zapewniam ― odparł Teodor tuląc kota do piersi
Urwis” miał długą, miękką sierść o szarej barwie i czarnych prążkach, które dodawały mu uroku, a jego niebieskie oczka patrzyły na wszystko z ciekawością.
Bestyjka”, pomyślał Nott „Mała, ciekawska świata i cholernie szybka Bestyjka”
Kot spojrzał na niego oczami koloru szafiru i miauknął wiercąc się lekko
Nic z tego, Bestyjko. Nic z tego. Już raz zwiałeś dzisiejszej nocy ― powiedział do kotka, a ten jakby zastanawiając się nad popełnionym występkiem miauknął ponownie
Nic z tego, ty mały urwisie. Idziemy do Anny. I siedź cicho. Lepiej żeby nie wiedziała, że zwiałeś jej spod nosa ―powiedział kierując się w kierunku dormitoriów uczniów Slytherinu
Cicho. Cholera zostały mi cztery godziny snu, ty podła Bestyjko ― powiedział po raz kolejny swoje słowa kierując do kociaka, który zamruczał jakby próbując wynagrodzić mu stracone godziny snu
Teodor mimo woli nie potrafił powstrzymać uśmiechu i już chwilę później szedł korytarzem uśmiechając się do kota. Gdy stanął przed obrazem kociska pilnującego wejścia do dormitorium Anny podrapał je za uchem, a one w zamian zamruczało wpuszczając go do środka. W pomieszczeniu ujrzał jedynie śpiącą Annę i Blaise'a, usiłującego sprzątnąć skutki imprezy, bądź mówiąc prosto popijawy.
Idź, Bestyjko ― powiedział Nott kładąc kotka na podłodze co „Bestyjce” jak widać chyba się nie spodobało, bo kotek szybko wdrapał się na łóżko i ułożył obok Anny by chwilę później zasnąć
Teodor? Gdzieś ty znalazł tego kota? ― spytał Blaise
U Filcha ― odparł zapytany jakby to była najoczywistsza i najzwyklejsza rzecz po słońcem
U Filcha?
Tak, Zabini. U Filcha. Jeśli zapytasz o cokolwiek przysięgam, że cię zabiję i odeśle Filchowi jako podziękowanie za Bestyjkę.
― „Bestyjkę”?
Blaise... ― rzucił Nott ostrzegawczo ― Lepiej chodź spać, bo inaczej serdecznie przysięgam, że cię zabiję











Tak wygląda „Bestyjka” :)

Droga Magdo, przepraszam za to, że tak króciutko, ale już naprawdę nie mam pojęcia jak to dalej pociągnąć co samo w sobie jest dość ironiczne, bo zawsze gdy czytam opowiadania koleżanek komentując narzekam na długość jednak skończyłam to pisać po piątej rano więc mam nadzieję, że wybaczysz :)

środa, 29 lipca 2015

Rozdział 4


Z rozmyślań wyrwał ją miauk. Idą, ale jeszcze nie wiedzą co może pozwolić im na wejście.
Dopiero po pięciu minutach w wejściu ukazała się blond czupryna Draco Malfoya.
Cześć, Riddle ― powiedział ― Twój kot jest irytujący
Nie prawda, Malfoy. To nie kot tylko twoja tleniona czupryna. ― odparła, a reszta towarzystwa parsknęła śmiechem, „tleniony” prychnął nalewając sobie Whiskey
Przez „resztę towarzystwa” rozumiała Blaise'a Zabiniego, Astorię Greengrass, Teodora Notta i Pansy Parkinson.
Siadajcie. ― powiedziała Anna wskazując na kanapę po czym sama usiadła pomiędzy Astorią, a Malfoyem ― Malfoy, polewaj.
Blondyn skinął jej głową po czym nalał wszystkim obecnym trunku. Dziewczynom po kieliszku wina, zaś sobie, Blaise'owi i Teodorowi po Whiskey.
Proponuję w coś pograć ― rzucił Zabini
Prawda czy Wyzwanie? ―zaproponowała Pansy
Albo „Nigdy”? ― powiedział Nott
― „Nigdy”? ― powtórzyła Anna
Dowiemy się o sobie znacznie więcej niż w przypadku „Prawdy...”. Gra polega na tym, że przykładowo zaczynam i mówię: Nigdy nie piłem Martini. I wtedy przykładowo Draco, który pił musi wypić zawartość swojej szklanki. Piją wszyscy, którzy pili Martini, a następnie kwestię mówi kolejna osoba. ― wyjaśnił Teodor
OK. Możemy zagrać. ―mruknęła Anna widząc, że męska część towarzystwa przystała na propozycję gry ochoczo w przeciwieństwie do dziewczyn, które nie były szczególnie przekonane
To kto zaczyna? ― zapytał Zabini
TY ― odparła Pansy wraz z Astorią
Cholera... No dobra. Nigdy nie spadłem z konia. ― Nikt nie pił.
OK. Nigdy nie byłem z facetem. ― kolej Notta
Tym razem kieliszki opróżniły Anna, Pansy i Astoria.
Nigdy nie miałem szlabanu u Snape'a ― wszyscy łącznie z Anną wiedzieli, że Draco wypije.
Wypili wszyscy, prócz Anny i Astorii, jednak Teodor opróżnił połowę szklanki.
Połowę? ― zapytała Anna
Dał mi szlaban jednak później go odwołał więc teoretycznie to się nie liczy ― wyjaśnił
No dobra... Nigdy nie chciałam być Śmierciożercą. ― nikt nie wypił
Nigdy nie miałam zwierzaka ― na „nigdy” Astorii wypili wszyscy
Nigdy nie miałam kota ― powiedziała Parkinson, wypiła Anna i Astoria
Nigdy nie miałem konia ― kolejną „rundkę” zaczął Blaise, a impreza toczyła się w najlepsze
Po kilku kolejnych najbardziej trzeźwy był Nott i to w jego interesie było upilnowanie reszty towarzystwa.
Cicho... ― powiedział ręką zatykając usta chichoczącej Astorii
Pomimo wyraźnie podpitego towarzystwa większość usłuchała, jedynie Blaise nadal świrował usiłując poderwać szafę, ale siedem szklaneczek Ognistej Whiskey było wystarczającym powodem do takiego zachowania. Nott poderwał się z miejsca po czym otworzył szafę i bezceremonialnie wpychając tam Zabiniego zatrzasnął ją z powrotem.
Co... ― Anna urwała nagle
Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić co się tutaj dzieje? ― słysząc ten głos połowa towarzystwa nagle jakby „wytrzeźwiała”
Dobry wieczór, panie Malfoy. ―Anna i Teodor chyba jako jedyni nie zapomnieli języka
Dobry wieczór. Panno Riddle, panie Nott proszę mi wyjaśnić co tu się do cholery dzieje?
Spojrzenie Anny i Teodora Lucjusz Malfoy zapamiętał do końca życia. Spojrzeli oboje po sobie, następnie na niego i raz jeszcze na siebie nawzajem.
Nic, panie Malfoy ― odparł Teodor
― „Nic”, panie Nott? Od kiedy TO nazywa się „NICZYM”?!
I właśnie w tym momencie zarówno Anna jak i Teodor w duchu przeklinali zabawę w „Nigdy”, a także skutki kieliszków wina i szklaneczek Whiskey. W tym momencie na krótką chwilę oboje znienawidzili alkohol, a nieźle podpite towarzystwo za ich plecami co najmniej nie poprawiało ich sytuacji w oczach Malfoya. Tak samo zresztą jak śpiący na fotelu Draco. I gdyby nie stojący przed nim Lucjusz Malfoy Anna usłyszałaby z ust Teodora siarczyste „Cholera”.
Panie Nott, jako, że jest pan jedyną w miarę trzeźwą osobą prócz mnie w tym pomieszczeniu postawi pan teraz na nogi całe to „towarzystwo” tak by byli w stanie uczestniczyć w dzisiejszych zajęciach ― głos jasnowłosego arystokraty ociekał jadem
Gdy ojciec Draco opuścił pomieszczenie Teodor mógł jedynie zakląć.
Cholera ― jednak był to zaledwie początek, bo chwilę później miał ochotę zakląć o wiele gorzej gdy Anna chwilę wcześniej stojąca obok niego leżała na podłodze
Nott podniósł dziewczynę po czym ułożył ją delikatnie na łóżku. Następnie wyjął Blaise'a z szafy. Albo raczej chciał wyjąć go z szafy. Młody Zabini zasnął w najlepsze.
Aquamenti ― nad chłopakiem pojawiło się wiadro lodowatej wody, które kierowane różdżką Notta wylało się budząc go w dość bolesny sposób
Teodor, ty...
Idioto. Tak wiem, a teraz łaskawie pomóż mi uprzątnąć to bagno ― powiedział wskazując na śpiącego na fotelu Dracona
Co my z nim zrobimy?
To samo co zwykle, Blaise. To samo co zwykle ― odparł Nott
Twoja kolej.
Nie, ja zająłem się tobą i Riddle. Draco jest twoją działką, a jak już go wylewitujesz mógłbyś wziąć też Pansy
Ciekawe co ty będziesz robił w tym czasie?
Szukał kota


Nie wiem co napisać. Piszę to wściekła na Open Office'a, który po aktualizacji jak na złość skasował calusieńki rozdział, który musiałam pisać na nowo.
Złośliwość rzeczy martwych...
Co sądzicie o postawie Notta?
I o „Nigdy”?

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 3


Po położeniu się do łóżka długo nie mogła zasnąć myśląc o tym co wydarzyło się od momentu gdy weszła do gabinetu dyrektora. Dumbledore połknął haczyk, a to było najważniejsze. Ponadto została przydzielona do Slytherinu. Ale z jakiegoś powodu nie mogła zasnąć. A powinna spać bez przeszkód. Nigdy nie bała się nowych miejsc, a jej „misja” wiodła ku spełnieniu, więc po jakiego grzyba leżała czekając aż zmorzy ją sen? I tak nie zaśnie, dlaczego więc nie spróbować się wymknąć? Uśmiechnęła się wychodząc z łóżka i w pośpiechu naciągając na siebie szaty Slytherinu, które znalazła w swoim dormitorium (Dumbledore ze względu na pokaźne sumy datków na Hogwart ofiarował jej prywatną sypialnie z czego była zadowolona). Opuściła pomieszczenie wsuwając różdżkę za pasek i cicho zamykając za sobą drzwi dormitorium. Przeszła parę kroków po czym usłyszała czyjeś głosy. Zatrzymała się nagle niepewna do kogo należą. Zbierając w sobie całą dumę jaka jej pozostała wyszła zza zakrętu. I stanęła jak wryta. Głosy należały do Draco Malfoya, syna Lucjusza, Blaise'a Zabiniego, syna Lucy Zabini, Astorii Grengrass i Teodora Notta.
Chroń mnie święta Trójca co oni robią na korytarzu o tej porze do diabła..?”
To samo co ja”, pomyślała w końcu
Riddle? Co ty tu na Salazara robisz? ― najbardziej zdziwiony jej obecnością wydawał się młody dziedzic Malfoyowej fortuny
To samo co ty Malfoy. ― odparła wzruszając ramionami ― A tak na serio, zdajesz sobie sprawę z tego, że w Hogwarcie jest twój ojciec?
Lucjusz? Co on tu do cholery robi?!
Ciszej, do diabła! ― syknęła ― Pełni rolę mojego „opiekuna”.
No to się porobiło, Draco. Chyba nie pobalujemy ― mruknął Zabini
Co masz na myśli? ― panna Riddle szybko wyłapała słowo „pobalujemy”
To samo co zwykle robimy ― wtrącił Teodor ― Zamykamy się na cztery spusty w prywatnym dormitorium Draco i gadamy do rana
Interesujące... A teraz, Nott... Wyjaśnij mi dlaczegóż to mielibyście nie jak to elokwentnie ujął Zabini „nie pobalować” skoro tak się składa, że tak jak on ― skinęła na młodego Malfoya ― ja również jestem w posiadaniu prywatnego dormitorium.
Jeden zero dla niej odnotowała w myślach. Zaskoczone miny Ślizgonów były najpiękniejszą rzeczą jaka mogła jej się przydarzyć tej nocy.
Za półgodziny u mnie. Za tym zakrętem prosto, obraz białego, nastroszonego kota. Jeśli go przekonacie ― wejdziecie. Liczę, że ktoś załatwi coś mocniejszego ― dodała odchodząc w kierunku, z którego przyszła po paru krokach zatrzymała się ― Weźcie kogoś do towarzystwa. ― to powiedziawszy oddaliła się kierując się do obrazu, który był „wejściem” do jej sypialni
Gdy dotarła na miejsce kot zamruczał cicho gdy podrapała go za uchem po czym miauknął rozczarowany gdy się odsunęła
Wpuść mnie. ― rozkazała ,a w obrazie ukazało się przejście
Gdy weszła do środka kot powrócił na swoje miejsce nadal pilnując jej sypialni. Wiedziała ,że nikt nie proszony nie będzie w stanie przekonać go do ukazania przejścia. Z uśmiechem satysfakcji zapaliła światło w pomieszczeniu po czym za pomocą odpowiednich zaklęć wygodne łóżko o szmaragdowej pościeli zmieniła w równie wygodą kanapę, przed którą ustawiła trzy fotele, a pomiędzy nimi stolik. Ściany z ciemnozielonych stały się brzoskwiniowe, a podłoga wysłana białym puchowym dywanem. Kolejnym zaklęciem wytłumiła pomieszczenie, w którym rozbrzmiała cicha muzyka. Opadła na jeden z foteli po czym przywołała kilka kieliszków ― dla dziewczyn i szklaneczek ― dla chłopaków, którzy jak się spodziewała woleli Whiskey od dobrego wina, które już leżało na stole. Teraz pozostaje czekać, aż Ślizgoni się zjawią. I, aż wpadną na pomysł w jaki sposób przekonać kota, żeby ten ich wpuścił. Z rozmyślań wyrwał ją miauk. Idą, ale jeszcze nie wiedzą co może pozwolić im na wejście.

I Voile! Jest rozdział trzeci, który jakoś wydaje mi się niedopracowany...
Z dedykacją dla najwspanialszej kuzynki na świecie:**
Co sądzicie o pomyśle "pobalowania"?

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 2


Jest i rozdział drugi, do którego jakoś nie mogłam się zabrać nie wiem czemu, no ale uparłam się, że będzie to jest jakimś cudem napisany :)
[EDIT: Poprawiona forma osobowa zgodnie z wskazówkami wspaniałej miodekxdd, której serdecznie dziękuję za zwrócenie mi na to uwagi]

Nim się obejrzała wraz z Lucjuszem stała przed wielkimi, dębowymi wrotami prowadzącymi do zamku. Jak na zawołanie wrota otworzyły się, ukazując bogato zdobiony hol. Gdy przekroczyli próg zdobione wrota zatrzasnęły się, a hol pogrążył w półmroku rozświetlanym przez świece i lampy. Anna nie byłaby sobą gdyby nie przystanęła na chwilę podziwiając styl w jakim zamek został zbudowany. Stałaby tak zapewne dość długo rozmyślając nad wzornictwem i zastosowaniem magii do budowy zamczyska gdyby nie znikający w korytarzu Lucjusz. Anna chcąc nie chcąc musiała pójść za nim. Arystokrata prowadził dziewczynę przez korytarze i schody, których ta nie potrafiła zliczyć – było ich zbyt wiele. Zatrzymali się dopiero przed marmurowym rzeźbionym pomnikiem Chimery.
Malinowy Sorbet ― warknął Lucjusz w kierunku pomnika, a Chimera jakby skinęła głową po czym odskoczyła ukazując przejście
Malfoy odsunął się gestem nakazując dziewczynie wejść pierwszej. Wywróciła oczami wchodząc po kręconych stromych schodkach. Chwilę później znajdowała się w owalnym pomieszczeniu ze zdobiącymi ściany portretami, regałem na książki, szklaną gablotką i biurkiem, a także siedzącym przy tym biurku człowiekiem o przenikliwych niebieskich oczach, ukrytych za okularami-połówkami i łagodnym uśmiechu. Wiedziała, że siedzący przy biurku starzec jest dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, w której właśnie się znajdowała.
Dzień dobry, panno Riddle. Niech pani usiądzie ― gestem wskazał krzesło stojące naprzeciw biurka
Dzień dobry, dyrektorze. ― odparła zajmując wskazane przez niego miejsce
Witaj, dyrektorze ― w gabinecie jakby znikąd pojawił się Malfoy kwitując gabinet krzywym uśmieszkiem
Panie Malfoy ― Dumbledore -chyba tak nazwał go jej ojciec, prawda?- skinął głową blondynowi po czym ten zajął miejsce obok niej
Przedstawienie czas zacząć”, pomyślała Anna „Akt I, Scena I. Hogwart, rozmowa z dyrektorem i przekonanie go jakim to „złym ojcem jest Tom Marvolo Riddle i jak ja to bardzo go nienawidzę”.”
Dziewczyna skupiła się na wspomnieniu pogrzebu matki. Przypominała sobie smutek i żal jaki wtedy czuła, przytrzymywała je na chwile po czym pozwalała się rozpuścić wśród innych wspomnień o Anastazji. Następnie „złapała” wspomnienie o wczorajszym i dzisiejszym Cruciatusie, (Voldemort sądził, że to „konieczne” by Dumbledore uwierzył jej „w tę szopkę, którą ma przedstawić z Lucjuszem”) i je także przytrzymała - nawet chwilę za długo – dopóki w jej brązowych oczach nie zagościły wymuszone łzy.
Albusie, potrzebujemy schronienia. Oboje ― Lucjusz mówił jak zwykle swoim „Malfoyowskim” obojętnym, pełnym pogardy głosem, ale Anna i tak podziwiała jego grę aktorską ― Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać w swej chorej idei usiłował zmusić Annę do małżeństwa z Fenrirem Greybackiem. Sądzę, że wiesz o kim mówię? ― Dumbledore skinął głową, Lucjusz kontynuował, a Anna ledwie powstrzymywała uśmiech... Jej rzekome przyszłe małżeństwo z wilkołakiem było jej pomysłem, wiedziała, że to poruszy każde ludzkie serce... Dziewczyna zmuszana przez ojca do małżeństwa z wilkołakiem, za każde nieposłuszeństwo torturowana... To musiało się udać. ― Gdy Anna protestowała Voldemort wielokrotnie rzucał na nią Crucio, dopóki nie straciła przytomności lub nie miała już sił by wrzeszczeć. W końcu zaczęła planować ucieczkę, a gdy próbowała zbiec z terenu rezydencji natrafiła na mnie. Postanowiłem uciec wraz z nią, by zwiększyć jej szansę na zostawienie tego koszmaru za sobą, a także ze względu na godziny tortur, którymi Czarny Pan karał mnie za niepowodzenie w ostatniej misji. Uciekliśmy z rezydencji, ale sądzę, że Sam-Wiesz-Kto wie, że nie mamy gdzie się ukryć. Malfoy Manor jest zbyt oczywiste by ofiarować nam schronienie pomyślałem więc o Hogwarcie jeśli oczywiście zdecydujesz się udzielić nam Azylu..
Możecie tu zostać tak długo jak tylko chcecie, a przy okazji mam pewną... propozycję. Anno ― Dumbledore zwrócił się do niej bezpośrednio po raz pierwszy odkąd zaczęli rozmowę. Dziewczyna uniosła na niego „załzawione oczy” ― Czy zechciałabyś zostać przydzielona do poszczególnego domu na czas pobytu w Hogwarcie i uczyć się wraz z innymi osobami w Twoim wieku?
Jeśli jest taka możliwość z wielką chęcią. ― odparła
Doskonale. Jutro zaczyna się pierwszy dzień lekcji, o siódmej trzydzieści jest śniadanie, a o dziewiątej zaczynają się lekcje. Na śniadaniu każdy otrzymuje plan zajęć. O książki i inne przybory szkolne się nie martw. Wszystko będzie czekało gdy tylko się obudzisz.
Dziękuję, dyrektorze.
Albusie, jak wiem wciąż nie masz nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, a już jutro zaczynają się lekcje. Jeśli zechcesz udzielić mi tego stanowiska mógłbym się na coś przydać.
To doskonały pomysł Lucjuszu. Z tego co wiem jutro pierwszą lekcję masz... z uczniami piątego roku. Gryffindor i Slytherin. Jeszcze jedno zanim pójdziecie ― starzec wrzucił go kominka garść proszku Fiuu ― Minervo, czy mógłbym cię prosić na chwilę? ― w następnym momencie z kominka wyłoniła się kobieta w średnim wieku, o siwych włosach związanych w kok.
Anno, to jest Minerva McGonagall, opiekunka domu Godryka Gryffindora, a zarazem nauczycielka Transmutacji.
Dzień dobry, pani profesor.
Dzień dobry, panno...?
Riddle. Anna Riddle.
Dzień dobry, panno Riddle. Panie Malfoy ― kobieta skinęła im głową w uprzejmym powitaniu i choć mogłaby się wydawać zdziwiona nazwiskiem dziewczyny nie okazała tego ― Minervo, Anna postanowiła zostać uczennicą Hogwartu. Czy zechciałabyś udzielić jej Przydziału?
Kobieta nie odpowiedziała. Zlustrowała wzrokiem kolejno Dumbledore'a, Malfoya i Annę po czym podeszła do szklanej gablotki ustawionej za biurkiem. Wyjęła stamtąd poszarzałą spiczastą Tiarę po czym z Tiarą w ręku ustawiła się tuż za krzesłem Anny. McGonagall nałożyła ją na głowę dziewczyny.
Slytherin i Gryffindor ponownie spierają się o kolejnego ucznia... Czysto krwista córka dziedzica Salazara, której umysł jest wszechstronny. Serce gotowe do poświęceń i odwagi, a działania uzasadnione sprytem i ambicją... SLYTHERIN!!!

Miało być krótko, treściwie i na temat...
Wyszło długie, ale cóż...
Co sądzicie o historyjce jaką Lucjusz przedstawił Albusowi?
Jak myślicie czy Tiara umieszczając Annę w Slytherinie postąpiła... właściwie?

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 1



I wracam z rozdziałem pierwszym opowiadania.
Prolog ma do niego tyle, ile może mieć czyli absolutnie rozdział nie jest jego kontynuacją.
A czym jest?
Opowieścią o tym co dzieje się dwa tygodnie po akcji mającej miejsce w prologu, opowieścią o wątpliwościach rodzących się w głowach ludzi, którzy takich wątpliwości mieć nie powinni, o miłości, która nigdy nie powinna mieć miejsca i przyjaźni, która sprawi, że misja stała się niemożliwa do spełnienia. O jednej dziewczynie która poprzez swoje decyzje może sprowadzić na świat wojnę lub do niej nie dopuść...
[Tak jakby streściłam opowiadanie, ale Cii... nikt nie musi wiedzieć :)]
Pisany przy Love Me Like You Do,
Dedykowany wychowawczyni klasy 1a 2014/15 Gimnazjum nr 3 w Gdańsku, a zarazem nauczycielce języka angielskiego (choć zapewne pani tego nie zobaczy, a jeśli już raczej po pierwszym września), 
Pragnę także dedykować go miodekxdd, czyli pierwszej czytelniczce, która pytaniem o "A kto jest mamą Ann?" dała mi wenę i pomysł na stworzenie postaci Anastazji Riddle.


Zamknęła oczy po czym z pewnym wahaniem przekroczyła próg pomieszczenia, w którym czekał na nią ojciec. Ale nie był sam. W gabinecie ojca prócz niego samego zastała także Lucjusza ze szklanką dobrej Whiskey w ręku. Skinął jej głową w niemym pozdrowieniu.
Dzień dobry, Panie Malfoy. ― powiedziała, a on jedynie ponownie skinął jej głową
Lucjusz Malfoy był wysokim, dobrze zbudowanym blondynem o stalowoszarych oczach i drwiącym uśmiechu. Ubrany był w czarny płaszcz, a ręce skrywały czarne, skórzane rękawiczki. Jego znak rozpoznawczy stanowiła charakterystyczna różdżka ukryta w długiej na trzynaście cali lasce, ze zdobioną głowicą, srebrnym łbem węża o szmaragdowych oczach i srebrnych kłach.
Witaj, Anno. Dobrze, że jesteś ― głosu jej ojca nie zdobił ojcowski ton jakim zazwyczaj ojciec zwracał się do ukochanego dziecka. Głos Voldemorta był lodowaty, oschły, beznamiętny. Taki jakim zawsze się do niej zwracał ― Pamiętaj po co tam jesteś ― dodał gestem zezwalając jej i Lucjuszowi na opuszczenie pomieszczenia
Pamiętaj po co tam jesteś”. Słowa pożegnania od ojca... Przypomnienie, że jest tam tylko dla tego, że może umożliwić mu zwycięstwo, iż jest tam ze względu na jej rówieśnika. Harry'ego Jamesa Pottera...
Pamiętaj po co tam jesteś”. Tylko tyle. Prychnęła. Zupełnie jakby miała zapomnieć z jakiego powodu znajdzie się pod pieczą Malfoya.
Mężczyzna skinął na nią uprzednio odłożywszy szklankę z bursztynowym trunkiem na biurko jej ojca. Podeszła do Malfoya z dumnie uniesioną głową, a on ujął jej dłoń po czym oboje opuścili gabinet jej ojca z cichym trzaskiem towarzyszącym teleportacji. Voldemort długo wpatrywał się w wygasający ogień w kominku. Zastanawiał się czy nie rozkazać Severusowi doglądania przedsięwzięcia, ale postanowił to zadanie pozostawić Lucjuszowi...

[Tymczasem powróćmy do Anny...]

Stała na Hogwardzkich błoniach, oświetlanych przez ostatnie promienie zachodzącego słońca, kryjącego się za horyzontem. Rozejrzała się wokoło. Potężny zamek majaczył się na horyzoncie niczym starożytny strażnik stojący na straży skarbu. Dziewczyna stanęła jak wryta i z zachwytem widzialnym w brązowych oczach.
Wybudowany około IX lub X wieku... Dbałość o detale i specyficzny styl okiennic wskazuje na budowę przy pomocy magii, a nie za jej pomocą jak twierdzą niektórzy.*
Lucjusz Malfoy przyjrzał się jej badawczo po czym jak gdyby nigdy nic kontynuował wędrówkę. Mało kto wiedział, że Anna Riddle uwielbiała architekturę. Nie, nie wiedział o tym nikt. Nikt prócz jej matki, z którą dziewczyna była bardzo związana. Anastazja Riddle kochała córkę i to dzięki niej piętnastolatka stała się osobą taką jaką jest. Zdolną do poświęceń i wyrzeczeń w imię dobra, gotową kochać osobę, która miała w sobie dobro tak jak jej matka, która przekazała córce wszystko co mogła. Miłość, zaufanie i dobroć. To Anastazja nauczyła ją czym jest przyjaźń. To właśnie ona szeptała o tym, że „przyjaźni nie można posiadać, jest to bowiem dar, który się przyjmuje i obdarza nim innych”. Wielokrotnie powtarzała, że „przyjaźń to broń zdolna uczynić człowieka niezniszczalnego, gdy ma o co walczyć”. Ale prócz opinii o przyjaźni, złotego serca i zdolności posiadania własnego zdania Anastazja Riddle zaszczepiła w córce miłość do architektury, która była obecna w życiu Anny od najmłodszych lat. Matka nauczyła ją ukrywać rysunki rzeźb i wspaniałych, zdobionych budynków w obluzowanych deskach podłogi, a gdy po śmierci Anastazji zabrakło takich desek dziewczyna nauczyła się ukrywać szkice za obrazami, w podręcznikach, wszywać je do poszewek pościeli... Wszędzie gdzie nie znalazłby ich ojciec, który nie rozumiał szkicy, rysunków i obrazów rzeźbionych filarów, wysokich gotyckich okiennic... Ojciec nie rozumiał ukrytego szkicownika i ołówka... Nie chciał zrozumieć długich rozmów Anastazji z córką o gotyckich kościołach, rezydencjach i pałacach...Uważał, że to niepotrzebne, zbędne i całkowicie pozbawione sensu, a to właśnie architektura, a także zamiłowanie do niej była liną łączącą Annę z Anastazją, zmarłą na skutek pewnych tragicznych wydarzeń, o których dziewczyna nie chciała pamiętać. Od czasu śmierci matki Anna nienawidzi dnia, który niesie ze sobą nowe wyzwanie witania porannego słońca bez niej, piętnastolatka jednocześnie kocha i nienawidzi nocy... Uwielbia widok księżyca w pełni, skrytego mgłą nieba widocznego z okna jej pokoju, uwielbia ciemność i atmosferę jaką niesie ze sobą ta pora doby, kocha jej ciszę... Jest jednak jej część, która nocy nienawidzi z całego serca... To właśnie nocą zginęła Anastazja Riddle, gdy księżyc w pełni oświetlał las w pobliżu rezydencji, w której mieszkali. Tej czerwcowej nocy burzowe chmury zawisły nad Riddle Manor zwiastując nadchodzącą tragedię, której nikt się nie spodziewał. Była jeszcze jedna rzecz, która sprawiała, że na ustach Anastazji gościł pełen radości uśmiech. Konie. Jej matka kochała konie. 
I choć matka zabroniłaby jej tak mówić Anna wiedziała, że to miłość jej matki do tych pięknych i dumnych zwierząt ją zabiła. To konie i miłość do nich sprawiły, że Anastazja ginęła w czerwcową, burzową noc dosiadłszy ukochanego karego rumaka, który jako jedyny nie bał się burzowych chmur. Kobieta nazwała go Tempestas, co po łacinie (jej ukochanym języku) znaczyło burza... Dosiadłszy konia Anastazja pogalopowała w las otaczający rezydencję z nadzieją, że odnajdzie syna swojej najlepszej przyjaciółki. Zaledwie dziesięcioletni Draco Malfoy w zabawie uciekając Narcyzie zgubił się w lesie, a gdy ta chciała wyruszyć go szukać Anastazja kazała jej wrócić do rezydencji, a sama poprzysięgła go odnaleźć wśród burzy i bezpiecznie sprowadzić do domu. Anna pamiętała jak wtedy wyglądała jej matka. Dosiadająca karego rumaka, dumnie wyprostowana, z kręconymi brązowymi włosami okalającymi twarz, gdy jej usta przysięgały ,że sprowadzi syna Narcyzy bezpiecznie do rezydencji. „Wrócę z nim Narcyzo. Ujrzysz go niebawem, nic mu się nie stanie w tym lesie, przysięgam, że go odnajdę”. Wypowiedziawszy te słowa Anastazja spięła konia i pogalopowała w las niezważając na szalejącą burzę i wiatr, który jakby zdawał się ją omijać. I nim Anna zdążyła wymóc na matce obietnicę bezpiecznego powrotu ta rozpłynęła się wśród drzew i mgły, a o życie matki Anna mogła prosić już tylko wiozącego ją konia. „Tempestasie, prowadź ją bezpiecznie.” Właśnie to wyszeptała dziesięcioletnia Anna w nadziei ,iż ukochany rumak matki zapewni kobiecie bezpieczny powrót. Gdy dwie godziny później na horyzoncie ukazał się Tempestas niosący w siodle Draco i Anastazję ,Anna wierzyła w to, że koń istotnie zapewni jej matce bezpieczną drogę powrotną, niemal tak mocno jak Anastazja w to, iż odnajdzie syna Narcyzy... Wtedy jakby burza zerwała się na nowo. Zawiał jeszcze silniejszy wiatr, deszcz lał jakby większymi kroplami, a chmury stały się jakby bardziej złowrogie. Drzewo, obok którego przejeżdżała Anastazja przewaliło się, ale wszyscy wierzyli w to, że kobieta zdąży uciec nim spadające drzewo zmiażdży i ją, i konia. Z kolei Anastazja jakby pewna swych umiejętności nie zeskoczyła z siodła z Draco, lecz pozostała w nim próbując ratować ukochanego rumaka. Wiedziała ,że gdyby uciekła koń niechybnie zginąłby, a nie chcąc do tego dopuścić zrzuciła dziesięciolatka z siodła, a sama usiłowała uspokoić konia, u którego powoli przeważał strach. Kojący ton głosu Anastazji jakby opóźniał katastrofę, nie mógł jednak jej zatrzymać. Drzewo już wcześniej grożące przewaleniem, padło na ziemię zgniatając Tempestasa i kobietę na jego grzbiecie. Anastazja Riddle zginęła 22 czerwca, usiłując ratować ukochanego rumaka przed śmiercią. Niestety, sama przypłaciła to życiem. Anna jednak wiedziała, że kobieta nie mogłaby żyć ze świadomością, iż ogier mógłby zginąć zamiast niej. Wolała trwać u jego boku, próbować ratować jego, nie siebie. Oddała życie za karego ogiera wiedząc, że dla niej jest szansa na przeżycie.
Anna podziwiała odwagę matki, rozumiała także jej miłość do koni, która popchnęła ją do tego działania... W głębi duszy Anna chciała zginąć tak jak jej matka, oddając życie za pasję, przed śmiercią spełniając obietnicę bezpiecznego sprowadzenia syna przyjaciółki do domu.
Wrócę z nim Narcyzo. Ujrzysz go niebawem, nic mu się nie stanie w tym lesie, przysięgam, że go odnajdę”. Tak brzmiały ostatnie słowa, które Anastazja Riddle wypowiedziała do zrozpaczonej Narcyzy. Spełniła obietnicę. Odnalazła syna przyjaciółki i zagwarantowała mu bezpieczny powrót. 


Rozdział pierwszy - jest! 
Skończony - uwaga patrzę na zegarek - 21 lipca o drugiej dwadzieścia trzy w nocy. 
Postanowiłam jednak dodać go zgodnie z terminem, liczę, że nie będziecie mieć mi tego za złe, ale chcę jeszcze raz go przeczytać. Mieć chłodne spojrzenie na rozdział i ewentualne poprawki. 
Problemów z programem o dziwo nie było, były jednak problemy ze mną i to poważne. Połowę rozdziału płakałam podczas pisania, lecąca w słuchawkach Love me like you do i opisanie sceny z udziałem Anastazji Riddle sprawiło, że poprostu płakałam. 
Cóż, jestem niestabilną emocjonalnie pisarką-amatorką. 
Dodam, że niezmiernie kusiło mnie uratowanie Anastazji, zatrzymanie spadającego drzewa i ocalenie jej, ale cóż... 
Taki miałam pomysł, zrealizowałam go w ten sposób, a Anastazja Riddle zginęła w chwalebny sposób (przynajmniej ja tak sądzę).
KOMENTARZ = WENA

poniedziałek, 20 lipca 2015

Prolog


Cześć. Z tej strony Anna Isanell Tara Riddle,
Mam nadzieję, że przebrniecie przez prolog i pozostaniecie na dłużej.
Blog dopiero co założony, mam nadzieję, że będzie się rozwijał także dzięki Wam.
Jeśli zauważycie mniejsze lub większe potknięcia informujcie mnie proszę w komentarzach, jestem tylko człowiekiem, osobą, wciąż uczęszczającą do instytucji zwanej szkołą, więc mam prawo popełniać błędy ,mniejsze lub większe wpadki gramatyczne, interpunkcyjne i ortograficzne... Z góry przepraszam jeśli „zjem” przecinek, ale tą zmorę interpunkcji może w pełni ujarzmić tylko i wyłącznie korekta, jaką zatrudnia się w celu sprawdzenia błędów w książce, którą ma zamiar się w przyszłości wydać.
Bez dalszego monologu z mojej strony zapraszam do czytania :)

Była noc, a nad dworem w hrabstwie Whiltshire zbierały się burzowe chmury, mające być zwiastunem nadchodzących wydarzeń. Zapowiedzią nieszczęścia i tragedii, mającej nawiedzić każdą magiczną rodzinę w Wielkiej Brytanii. A w szczególności jedną, ukrytą w dolinie Godryka, w domu zmarłej Lily Potter – Dursleyów. Jednak Dursleyowie na razie są bezpieczni. Tom Marvolo Riddle, przez najbliższych sprzymierzeńców zwany Czarnym Panem na razie postanowił nie interesować się siostrą Lily Potter i jej mężem. Wróg Pottera miał kompletnie inne zmartwienie. Swoją córkę, piętnastoletnią brunetkę imieniem Anna. Voldemort nie interesował się córką ze względu na jakiekolwiek ojcowskie uczucia, była dla niego ważna z zupełnie innych względów. Była jego najważniejszą bronią w nadchodzącej wojnie. Wystarczy ją jedynie odpowiednio poprowadzić, a stanie się kluczem do śmierci nie tylko Pottera, ale także tych, którzy się mu sprzeciwiają. A przyczyną ich śmierci nie będzie on, nie będzie nią Anna... Ci głupcy zginą przez łatwowierność Dumbledore'a. Starzec z dziecięcą łatwością połknie haczyk. Wystarczy zapłakana Anna w jego gabinecie, opowiadająca o złym ojcu, który zmusza ją do małżeństwa., a gdy dziewczyna doda, iż poszukuje schronienia ten głupiec zrobi wszystko by tylko udzielić jej Azylu. Potrzeba już tylko wprowadzić w ten plan pannę Riddle. I kogoś zaufanego, kto będzie mógł dodatkowo kierować Anną, a także mieć na nią oko. Severus. Nie, nie Severus... Lucjusz. Lucjusz nadawał się do tego doskonale, wystarczy tylko i jego wmanewrować do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Wolna posada nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią tylko ułatwi mu to zadanie tak samo jak głupota Dumbledore'a, który pomimo to, że przejrzał jego, nigdy nie przejrzy Lucjusza , który pomimo bycia Śmierciożercą przekazywał dość pokaźne sumy na datki dla szkoły. I to właśnie ze względu na to Albus Dumbledore nie odmówi mu posady... Za dwa tygodnie, 1 września Anna będzie w Hogwarcie, a jego plan powoli będzie wcielany w życie...

Jest i prolog :)
Po wielu trudnościach wreszcie dodany...