środa, 22 lipca 2015

Rozdział 1



I wracam z rozdziałem pierwszym opowiadania.
Prolog ma do niego tyle, ile może mieć czyli absolutnie rozdział nie jest jego kontynuacją.
A czym jest?
Opowieścią o tym co dzieje się dwa tygodnie po akcji mającej miejsce w prologu, opowieścią o wątpliwościach rodzących się w głowach ludzi, którzy takich wątpliwości mieć nie powinni, o miłości, która nigdy nie powinna mieć miejsca i przyjaźni, która sprawi, że misja stała się niemożliwa do spełnienia. O jednej dziewczynie która poprzez swoje decyzje może sprowadzić na świat wojnę lub do niej nie dopuść...
[Tak jakby streściłam opowiadanie, ale Cii... nikt nie musi wiedzieć :)]
Pisany przy Love Me Like You Do,
Dedykowany wychowawczyni klasy 1a 2014/15 Gimnazjum nr 3 w Gdańsku, a zarazem nauczycielce języka angielskiego (choć zapewne pani tego nie zobaczy, a jeśli już raczej po pierwszym września), 
Pragnę także dedykować go miodekxdd, czyli pierwszej czytelniczce, która pytaniem o "A kto jest mamą Ann?" dała mi wenę i pomysł na stworzenie postaci Anastazji Riddle.


Zamknęła oczy po czym z pewnym wahaniem przekroczyła próg pomieszczenia, w którym czekał na nią ojciec. Ale nie był sam. W gabinecie ojca prócz niego samego zastała także Lucjusza ze szklanką dobrej Whiskey w ręku. Skinął jej głową w niemym pozdrowieniu.
Dzień dobry, Panie Malfoy. ― powiedziała, a on jedynie ponownie skinął jej głową
Lucjusz Malfoy był wysokim, dobrze zbudowanym blondynem o stalowoszarych oczach i drwiącym uśmiechu. Ubrany był w czarny płaszcz, a ręce skrywały czarne, skórzane rękawiczki. Jego znak rozpoznawczy stanowiła charakterystyczna różdżka ukryta w długiej na trzynaście cali lasce, ze zdobioną głowicą, srebrnym łbem węża o szmaragdowych oczach i srebrnych kłach.
Witaj, Anno. Dobrze, że jesteś ― głosu jej ojca nie zdobił ojcowski ton jakim zazwyczaj ojciec zwracał się do ukochanego dziecka. Głos Voldemorta był lodowaty, oschły, beznamiętny. Taki jakim zawsze się do niej zwracał ― Pamiętaj po co tam jesteś ― dodał gestem zezwalając jej i Lucjuszowi na opuszczenie pomieszczenia
Pamiętaj po co tam jesteś”. Słowa pożegnania od ojca... Przypomnienie, że jest tam tylko dla tego, że może umożliwić mu zwycięstwo, iż jest tam ze względu na jej rówieśnika. Harry'ego Jamesa Pottera...
Pamiętaj po co tam jesteś”. Tylko tyle. Prychnęła. Zupełnie jakby miała zapomnieć z jakiego powodu znajdzie się pod pieczą Malfoya.
Mężczyzna skinął na nią uprzednio odłożywszy szklankę z bursztynowym trunkiem na biurko jej ojca. Podeszła do Malfoya z dumnie uniesioną głową, a on ujął jej dłoń po czym oboje opuścili gabinet jej ojca z cichym trzaskiem towarzyszącym teleportacji. Voldemort długo wpatrywał się w wygasający ogień w kominku. Zastanawiał się czy nie rozkazać Severusowi doglądania przedsięwzięcia, ale postanowił to zadanie pozostawić Lucjuszowi...

[Tymczasem powróćmy do Anny...]

Stała na Hogwardzkich błoniach, oświetlanych przez ostatnie promienie zachodzącego słońca, kryjącego się za horyzontem. Rozejrzała się wokoło. Potężny zamek majaczył się na horyzoncie niczym starożytny strażnik stojący na straży skarbu. Dziewczyna stanęła jak wryta i z zachwytem widzialnym w brązowych oczach.
Wybudowany około IX lub X wieku... Dbałość o detale i specyficzny styl okiennic wskazuje na budowę przy pomocy magii, a nie za jej pomocą jak twierdzą niektórzy.*
Lucjusz Malfoy przyjrzał się jej badawczo po czym jak gdyby nigdy nic kontynuował wędrówkę. Mało kto wiedział, że Anna Riddle uwielbiała architekturę. Nie, nie wiedział o tym nikt. Nikt prócz jej matki, z którą dziewczyna była bardzo związana. Anastazja Riddle kochała córkę i to dzięki niej piętnastolatka stała się osobą taką jaką jest. Zdolną do poświęceń i wyrzeczeń w imię dobra, gotową kochać osobę, która miała w sobie dobro tak jak jej matka, która przekazała córce wszystko co mogła. Miłość, zaufanie i dobroć. To Anastazja nauczyła ją czym jest przyjaźń. To właśnie ona szeptała o tym, że „przyjaźni nie można posiadać, jest to bowiem dar, który się przyjmuje i obdarza nim innych”. Wielokrotnie powtarzała, że „przyjaźń to broń zdolna uczynić człowieka niezniszczalnego, gdy ma o co walczyć”. Ale prócz opinii o przyjaźni, złotego serca i zdolności posiadania własnego zdania Anastazja Riddle zaszczepiła w córce miłość do architektury, która była obecna w życiu Anny od najmłodszych lat. Matka nauczyła ją ukrywać rysunki rzeźb i wspaniałych, zdobionych budynków w obluzowanych deskach podłogi, a gdy po śmierci Anastazji zabrakło takich desek dziewczyna nauczyła się ukrywać szkice za obrazami, w podręcznikach, wszywać je do poszewek pościeli... Wszędzie gdzie nie znalazłby ich ojciec, który nie rozumiał szkicy, rysunków i obrazów rzeźbionych filarów, wysokich gotyckich okiennic... Ojciec nie rozumiał ukrytego szkicownika i ołówka... Nie chciał zrozumieć długich rozmów Anastazji z córką o gotyckich kościołach, rezydencjach i pałacach...Uważał, że to niepotrzebne, zbędne i całkowicie pozbawione sensu, a to właśnie architektura, a także zamiłowanie do niej była liną łączącą Annę z Anastazją, zmarłą na skutek pewnych tragicznych wydarzeń, o których dziewczyna nie chciała pamiętać. Od czasu śmierci matki Anna nienawidzi dnia, który niesie ze sobą nowe wyzwanie witania porannego słońca bez niej, piętnastolatka jednocześnie kocha i nienawidzi nocy... Uwielbia widok księżyca w pełni, skrytego mgłą nieba widocznego z okna jej pokoju, uwielbia ciemność i atmosferę jaką niesie ze sobą ta pora doby, kocha jej ciszę... Jest jednak jej część, która nocy nienawidzi z całego serca... To właśnie nocą zginęła Anastazja Riddle, gdy księżyc w pełni oświetlał las w pobliżu rezydencji, w której mieszkali. Tej czerwcowej nocy burzowe chmury zawisły nad Riddle Manor zwiastując nadchodzącą tragedię, której nikt się nie spodziewał. Była jeszcze jedna rzecz, która sprawiała, że na ustach Anastazji gościł pełen radości uśmiech. Konie. Jej matka kochała konie. 
I choć matka zabroniłaby jej tak mówić Anna wiedziała, że to miłość jej matki do tych pięknych i dumnych zwierząt ją zabiła. To konie i miłość do nich sprawiły, że Anastazja ginęła w czerwcową, burzową noc dosiadłszy ukochanego karego rumaka, który jako jedyny nie bał się burzowych chmur. Kobieta nazwała go Tempestas, co po łacinie (jej ukochanym języku) znaczyło burza... Dosiadłszy konia Anastazja pogalopowała w las otaczający rezydencję z nadzieją, że odnajdzie syna swojej najlepszej przyjaciółki. Zaledwie dziesięcioletni Draco Malfoy w zabawie uciekając Narcyzie zgubił się w lesie, a gdy ta chciała wyruszyć go szukać Anastazja kazała jej wrócić do rezydencji, a sama poprzysięgła go odnaleźć wśród burzy i bezpiecznie sprowadzić do domu. Anna pamiętała jak wtedy wyglądała jej matka. Dosiadająca karego rumaka, dumnie wyprostowana, z kręconymi brązowymi włosami okalającymi twarz, gdy jej usta przysięgały ,że sprowadzi syna Narcyzy bezpiecznie do rezydencji. „Wrócę z nim Narcyzo. Ujrzysz go niebawem, nic mu się nie stanie w tym lesie, przysięgam, że go odnajdę”. Wypowiedziawszy te słowa Anastazja spięła konia i pogalopowała w las niezważając na szalejącą burzę i wiatr, który jakby zdawał się ją omijać. I nim Anna zdążyła wymóc na matce obietnicę bezpiecznego powrotu ta rozpłynęła się wśród drzew i mgły, a o życie matki Anna mogła prosić już tylko wiozącego ją konia. „Tempestasie, prowadź ją bezpiecznie.” Właśnie to wyszeptała dziesięcioletnia Anna w nadziei ,iż ukochany rumak matki zapewni kobiecie bezpieczny powrót. Gdy dwie godziny później na horyzoncie ukazał się Tempestas niosący w siodle Draco i Anastazję ,Anna wierzyła w to, że koń istotnie zapewni jej matce bezpieczną drogę powrotną, niemal tak mocno jak Anastazja w to, iż odnajdzie syna Narcyzy... Wtedy jakby burza zerwała się na nowo. Zawiał jeszcze silniejszy wiatr, deszcz lał jakby większymi kroplami, a chmury stały się jakby bardziej złowrogie. Drzewo, obok którego przejeżdżała Anastazja przewaliło się, ale wszyscy wierzyli w to, że kobieta zdąży uciec nim spadające drzewo zmiażdży i ją, i konia. Z kolei Anastazja jakby pewna swych umiejętności nie zeskoczyła z siodła z Draco, lecz pozostała w nim próbując ratować ukochanego rumaka. Wiedziała ,że gdyby uciekła koń niechybnie zginąłby, a nie chcąc do tego dopuścić zrzuciła dziesięciolatka z siodła, a sama usiłowała uspokoić konia, u którego powoli przeważał strach. Kojący ton głosu Anastazji jakby opóźniał katastrofę, nie mógł jednak jej zatrzymać. Drzewo już wcześniej grożące przewaleniem, padło na ziemię zgniatając Tempestasa i kobietę na jego grzbiecie. Anastazja Riddle zginęła 22 czerwca, usiłując ratować ukochanego rumaka przed śmiercią. Niestety, sama przypłaciła to życiem. Anna jednak wiedziała, że kobieta nie mogłaby żyć ze świadomością, iż ogier mógłby zginąć zamiast niej. Wolała trwać u jego boku, próbować ratować jego, nie siebie. Oddała życie za karego ogiera wiedząc, że dla niej jest szansa na przeżycie.
Anna podziwiała odwagę matki, rozumiała także jej miłość do koni, która popchnęła ją do tego działania... W głębi duszy Anna chciała zginąć tak jak jej matka, oddając życie za pasję, przed śmiercią spełniając obietnicę bezpiecznego sprowadzenia syna przyjaciółki do domu.
Wrócę z nim Narcyzo. Ujrzysz go niebawem, nic mu się nie stanie w tym lesie, przysięgam, że go odnajdę”. Tak brzmiały ostatnie słowa, które Anastazja Riddle wypowiedziała do zrozpaczonej Narcyzy. Spełniła obietnicę. Odnalazła syna przyjaciółki i zagwarantowała mu bezpieczny powrót. 


Rozdział pierwszy - jest! 
Skończony - uwaga patrzę na zegarek - 21 lipca o drugiej dwadzieścia trzy w nocy. 
Postanowiłam jednak dodać go zgodnie z terminem, liczę, że nie będziecie mieć mi tego za złe, ale chcę jeszcze raz go przeczytać. Mieć chłodne spojrzenie na rozdział i ewentualne poprawki. 
Problemów z programem o dziwo nie było, były jednak problemy ze mną i to poważne. Połowę rozdziału płakałam podczas pisania, lecąca w słuchawkach Love me like you do i opisanie sceny z udziałem Anastazji Riddle sprawiło, że poprostu płakałam. 
Cóż, jestem niestabilną emocjonalnie pisarką-amatorką. 
Dodam, że niezmiernie kusiło mnie uratowanie Anastazji, zatrzymanie spadającego drzewa i ocalenie jej, ale cóż... 
Taki miałam pomysł, zrealizowałam go w ten sposób, a Anastazja Riddle zginęła w chwalebny sposób (przynajmniej ja tak sądzę).
KOMENTARZ = WENA

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Płakałam. Płakałam jak mama Ann umierała. Kiedy to czytałam, to widziałam to dokładnie przed oczami :(
      Dziękuję za dedyk.
      Jestem ci wdzięczna za niego.
      No jak już pisałam z błędami to nie do mnie, ale była jedna literówka.
      Może i da się domyślić o co chodzi, ale wiedz że była. W tym zdaniu:
      "Anna jednak wiedziała, że kobieta nie mogłaby żyć ze świadomością, iż ogier mógłby zginąć ZAmiast niej."
      Sorka, ale musiałam. :D
      Sądzę, że trzeba pomagać nowym pisarkom.
      Jeszcze raz powiem, opis śmierci Ann, była dla mnie tak realistyczna, jak przepowiednie śmierci kierowane od Trelawney do Harry'ego w trzeciej części :D.
      No już nie bełkoczę.
      Pozdrawiam, życzę duuuuuuuuuuuużo weny, czasu i nowych świetnych pomysłów na tę historię.

      ~Magda

      Usuń
    2. Cieszę się, że (ok, "cieszę się to nie jest dobre określenie) opis śmierci Anastazji wywarł na Tobie takie wrażenie, i że udało mi się opisać to tak realistycznie jak to opisywałaś.
      Literówka poprawiona i bardzo dziękuję za zwrócenie mi na to uwagę, używanie "miast" na miejsce "zamiast" jest moją swoistą Piętą Achillesową i nie mogę się tego "oduczyć".
      Polonistka, już trylion razy zwracała mi na to uwagę, ale jakoś...
      Jakoś i tak te "miast" się ukryje.
      Dziękuję, za wenę i pomysły napewno się przydadzą.
      Dedyk w stu procentach Ci się należy, bo jakoś natchnęłaś mnie do opisania Anastazji :)
      Pozdrawiam również,
      Anna Isanell Tara Riddle

      Usuń